ja też chcę!
Stan niemocy biegowej jest strasznie
przygnębiający i dołujący.
Za długo już to trwa u mnie.
Zaczęło się niewinnie małą kontuzją,
za którą pojawiła się kolejna i kolejna i kolejna i takie zapętlenie kontuzjowe
się zrobiło, że mało możliwym stało się naprawienie tego wszystkiego, co się
popsuło.
Poleceni i jeszcze bardziej poleceni
fizjoterapeuci niestety mimo starań nie znaleźli metody na wyleczenie.
Kiedy terapia zbliżała się ku
końcowi oznajmiali, że jednak... była nieskuteczna i podawali kontakt do innego
poleconego kolegi fizjoterapeuty...
Troche już to wszystko stało się
męczące, a mi w pewnym momencie naprawde bardzo brakowało już motywacji i wiary
w "uzdrowienie".
Absolutnie nie mam żalu czy
wyrzutów, że któryś kolejny fizjoterapeuta coś zrobił nie-tak czy był
niekompetenty - po prostu chyba to ja jestem ciężkim przypadkiem
nie-do-naprawienia.
Jedna z fizjoterapeutek stała sie
nawet moją dobrą koleżanką, która oprócz wielkiej chęci pomocy i wyleczenia
moich kontuzji, była i jest dla mnie wsparciem w "życiowych"
problemach, za co bardzo jej dziękuję;)
Oprócz polskich specjalistów byłam
też na konsultacji u "Guru" osteopatii.
Dzięki Koledze Fizjoterapeucie -
udało mi się być na sesji wykładowej belgijskiego specjalisty w dziedzinie
osteopatii prof. dr Thierego Colota.
Było to dziwne doświadczenie,
chwilami troszkę krępujące gdyż diagnozowanie mnie odbywało się na sali
wypełnionej osteopatami i fizjoterapeutami z całej Polski.
Mistrz mnie obejrzał, zadał
ćwiczenia, które miały pokazać wszelkie moje nieprawidłowości, przeprowadził
długi wywiad diagnostyczny i wydał "werdykt"
- absolutnie nie biegać i znaleźć
dobrego fizjoterapeute, który pracuje na łańcuchach mięśniowych.
Od razu z sali padły nazwiska
poleconych osób - z których "skorzystałam" z terapii u dwóch
"poleconych".
Wizyty te były bardzo budujące - tzn
ja miałam przeświadczenie, że jestem w dobrych rękach u super specjalisty,
który sprawi, że już niedługo będę mogła wszystko, co sportowe...
Jednak niestety tak sie nie stało,
mówili dużo, co robią i nad czym pracują i co we mnie naprawiają i ulepszają
ale pod koneic terapii, która miała być dla mnie uzdrawiająca - okazawało się,
że jednak... że jednak była ona nieskuteczna...
Tak minęły ostatnie miesiące, a
plany i marzenia o wymarzonych zaowdach nie doczekały się realizacji :(
Uczestniczyłam w wielu zawodach jako
"obserwator-kibic" albo będąc po stronie organizatora - przygotowując
zawody.
Bycie kibico-obserwatorem to mało
fajna "funkcja" - smutna... bo jeśli się wie, że tak bardzo się
chce... a się nie może i tylko się stoi i przygląda ludziom startującym i ich
zmaganiom na trasie... no smutno, przykro i źle :(
Bycie organizatorem to już trochę
lepsza "funkcja" - dużo pracy i brak czasu na zastanawianie nad
smutkami wywołanymi niemożliwością startu...
Ale J
Z braku biegania zaczęłąm chodzić na
siłownie!
tak... "dojrzałam" do
tego, aby zacząć ćwiczyć mięśnie:) na siłowni.
Zawsze mówiłam, że siłownia to nie
dla mnie - nie i koniec bo nie lubie, bo nie chce bo po co...
ale nastąpił przełom i od wiosny w
miarę regularnie chodzę na siłownię i ćwiczę...plecy, ramiona i ręce:)
nóg niestety mi nie wolno :(
hmm... no mięśni jak Papaj z
kreskówki to jeszcze nie mam :) mimo, że szpinaku też dużo jem :D
ale czuję, że robię się
silniejsza..;)
i że ta siła i
"potrenowanie" rąk, ramion i pleców da mi dużo na biegówkach zimą.
Opróćz siłowni w mojej
"treningowej rozpisce" często jest basen.
Od basenu się już chyba uzależniłam
i czasem mam wrażenie, że cała jestem przesiąknięta i pachnąca chlorem... ;)
ale niech będzie chociaż ten basen
(póki nie beiganie) ...mimo jego chlorowatości ;-)
W środę czeka mnie kolejna wizyta u
wyspecjalizowanego specjalisty:)
i wierzę, że tym
razem............... terapia zakończy się sukcesem - czyli moim wyzdrowieniem i
powrotem na beigowe trasy! :)
Trzymajcie kciuki;)