...mój pierwszy górski maraton
czyli o tym, jak to było pierwszy raz i dlaczego..;)
…wiele w naszym życiu zdarza się
przypadkiem i tak też było z moim bieganiem w górach.
Biegałam, startowałam w wielu biegach
ulicznych ale o górach i startach w zawodach nie myślałam, nie planowałam -
może dlatego, że nie było to jeszcze „popularne” i nagłośnione wśród znajomych
biegaczy, może…
Starty w biegach ulicznych dawały mi
satysfakcje i radoche z samego uczestnictwa w biegu jak i kolejnych życiówek.
Nie planowałam gór ale… one zaplanowały, że zacznę po nich biegać;)
Wiosną 2010 roku wystartowałam w pierwszym
biegu trailowym - krótki dystans ok. 7 km nad poznańską Maltą. Był to przypadek
;)
Nie wiedziałam, że w lasku nad Maltą
odbywają się tego dnia zawody z cyklu Salomon Malta Trail Running. Przybiegłam
na mój sobotni trening dookoła jeziorka maltańskiego ale zobaczyłam grupki
ludzi z numerami startowymi na koszulkach. Wśród nich kilkoro znajomych i…
zamiast mojego samotnego pobiegania nad Maltą wystartowałam w zawodach J
tak się zaczęło - mój pierwszy bieg trailowy J
Tak się zdarzyło, że udało mi się
wygrać te zawody więc byłam podwójnie zadowolona z
treningo-nieprzewidywalnego-startu J
Kolejny bieg trailowy, w którym
pobiegłam to 10 km w Puszczy Kampinoskiej pod Warszawą. To był też „przypadek”.
Spędzałam weekend u koleżanki w Warszawie, wiedziałam, że w niedzielę będą
zawody w Kampinosie - zabrałam ze sobą ciuchy i wystartowałam.
Bieg trailowy w Puszczy Kampinoskiej
to mało wymagająca trasa, praktycznie porównywalna do płaskich biegów
ulicznych. Brak wzniesień, przewyższeń, jedynie piaszczyste ścieżki miejscami
sprawiały, że grzęzło się w piachu i trudno było nogi stawiać.
Przyjemna trasa, zacienione ścieżki w
upalny czerwcowy dzień… i tym razem też start przyniósł zwycięstwo wśród kobiet
J
Zadowolona wróciłam na poznańskie niziny. Dwie wygrane w dwóch kolejnych
biegach cyklu STR spowodowały, że zaczęłam myśleć o kolejnym starcie, aby
zbierać punkty do klasyfikacji generalnej. Następny bieg cyklu odbywał się za
dwa tygodnie. Był to bieg już typowo górski - Maraton Gór Stołowych. Nie miałam
pojęcia jak będzie i co to znaczy biegać po górach. Do tej pory dużo wędrowałam
po górach ale… były to tylko spacery z plecakiem od schroniska do schroniska…
;)
Nie wyobrażałam sobie, jak może wyglądać rywalizacja i pokonywanie kilometrów
na górskich ścieżkach. Nie zastanawiałam się nad tym, wiedziałam, że chcę
spróbować pokonać dystans ultramaratonu w Pasterce. Spojrzałam na mapę, trasę i
profil biegu i zastanawiałam jedynie, czy trasa będzie wystarczająco dobrze
oznaczona i czy się nie zagubię po drodze;)
Wieczór przed zawodami w Pasterce to
nowe spojrzenie na bieganie…
Przyjechali „ludzie gór”, biegacze,
którzy przebiegli już wiele górskich ultramaratonów. Czułam się trochę dziwnie
bo ja o bieganiu po górach nie wiedziałam zupełnie nic.
Nieznajomi biegacze do późnej nocy
opowiadali o swoich startach w górach, pouczali co powinnam zabrać, jak biec. Z
tych rad wynikało, że ja jako zupełnie początkująca w biegach górskich to
najlepiej jeśli zabiorę ze sobą duży plecak i wrzucę do niego „wszystko” od
płaszcza przeciwdeszczowego, skarpetek i butów na przebranie po najrozmaitsze
energetyczne przekąski…
Wystraszyli mnie ;)
Sugerowali, że skoro to pierwszy bieg
w górach to powinnam pobiec bardzo asekuracyjnie i spokojnie, aby tylko
zmieścić się w limicie czasu wyznaczonym przez organizatorów.
Bez planu i zakładanego czasu
pokonania dystansu stanęłam na starcie mojego pierwszego ultramaratonu
górskiego.
Może zachowałam się lekceważąco ale
porad Panów - speców od biegania po górach nie wzięłam sobie do serca i
postanowiłam pobiec tak, na ile zgodzą się współpracować moje nie
przyzwyczajone i nie nauczone do biegania po pagórkach nogi… ;)
Największym błędem było, że nie
zabrałam ze sobą nic do picia. Wydawało mi się że skoro podczas maratonów
ulicznych nigdy nie korzystałam z punktów żywnościowych i podczas żadnego biegu
nic nie piłam to i tym razem będzie to sprawdzona i właściwa taktyka.
Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że
ultramaraton górski w 40-stopniowym upale to nie „pobiegawka” na 15 czy 21 km
na ulicy ;)
Na 15 km jedynym moim marzeniem był
łyk wody! Na szczęście na mojej drodze stanął biegacz, który rezygnował z
dalszego biegu i podarował mi swój bidon i pół butelki powerade J
co za radość i ratunek!
Do mety dobiegłam przeszczęśliwa, że
udało mi się ukończyć mój pierwszy ultra maraton górskiJ
Biegów górskich nie da się porównywać
z biegami ulicznymi.
Są zupełnie inne. Dla mnie jako
„biegaczki nizinnej” trudne były zbiegi i z tym miałam problemy.
Wbieganie szło mi całkiem dobrze - do
podbiegania nie potrzeba specjalnej techniki, wystarczy siła w nogach i
jako-taka kondycja;)
Ze zbiegami jest już trudniej. Biegłam
bardzo asekuracyjnie bojąc się, że krzywo postawię stopę, skręcę nogę na
nierównej nawierzchni i kamieniach. Psychicznie zbiegi dużo mnie kosztowały,
jeśli widziałam ile osób pędem mnie wyprzedza. Niektórzy biegli z taką
lekkością i łatwością, „odpoczywając” podczas tych zbiegów i szybkimi susami
oddalali się…
Później na „płaskim” odcinku i pod
górkę musiałam nadrabiać stracone metry. Było to trochę demotywujące, że muszę
włożyć tyle wysiłku żeby dogonić kogoś, kto i tak za chwilę na zbiegu przegoni
mnie o kilkadziesiąt metrów - bo potrafi umiejętnie zbiegać…
To był właśnie mój problem - brak
umiejętności zbiegania, zbyt duża asekuracja i ostrożność podczas stawiania
kolejnych kroków w dół.
Ale…mimo braku umiejętności zbiegania
- Maraton Gór Stołowych wspominam jako piękne nowe doświadczenieJ
Więcej w najnowszym magazynie Bieganie w artykule ‘temat
numeru’ ;)